Pech nie opuścił Martina Kaczmarskiego do ostatniego dnia rajdu. Uszkodzone koło nie pozwoliło ukończyć Polakowi rajdu w Katarze na 150 kilometrów przed finiszem. Z problemami na metę dojechał także Krzysztof Hołowczyc.
Piąty dzień zmagań na pustynnych wybrzeżach Zatoki Perskiej w Katarze rozpoczął się znów od fenomenalnej jazdy Martina, który na pierwszym punkcie kontrolnym był szybszy od lidera Nassera Al Attiyah o blisko 40 sekund! Niestety katarski pech dał o sobie znać także w ostatni dzień rajdu. Na dwusetnym kilometrze prowadzone przez Martina Mini nie wytrzymało konfrontacji z kamienistą drogą. Urwane koło uniemożliwiło zawodnikowi LOTTO TEAM dalszą jazdę i ukończenie pięciodniowego maratonu.
- Szkoda straconych punktów, szkoda tak naprawdę całego rajdu i pięciodniowej walki, nie jestem przyzwyczajony do niemeldowania się na mecie – mówił Martin Kaczmarski. – Ale taki jest sport, takie momenty na pewno motywują i mobilizują jeszcze bardziej. Już myślę o rewanżu na następnym rajdzie.
- Zacząłem się już przyzwyczajać na katarskich odcinkach specjalnych do szukania drogi: wyprzedzasz zawodników, gubisz się, potem znów ich wyprzedzasz – opowiadał na mecie rozgoryczony Krzysztof Hołowczyc. - To strasznie irytujące, ale też nie chcę narzekać na pilota, bo robił, co mógł. Dla mnie to jednak bez wątpienia pod względem nawigacyjnym najgorszy rajd w życiu. Śmiało można powiedzieć, że na tym rajdzie nie wygrywają kierowcy, tylko piloci.