Rafał Sonik zdołał odrobić pięć minut do Mohameda Abu-Issy, wygrywając czwarty etap Rajdu Kataru. W klasyfikacji wciąż traci jednak do lidera niemal pół godziny (29 min. 14 sek.) i jak sam przyznaje, nie ma już wielkich szans na trzecie z rzędu zwycięstwo w Sealine Cross-Country Rally. W czwartek wszyscy zawodnicy zmagali się przede wszystkim z upałem, który sięgał 48 stopni Celsjusza.
- Takie temperatury notuje się zazwyczaj w trakcie Dakaru w okolicach przeklętej Fiambali. Było jak w piekle, a mnie 80 km przed metą skończył się płyn w kamelbaku. Wypiłem go niemal dwa razy więcej niż zwykle, a i tak po przyjeździe na biwak nie tylko chłodziłem lodem głowę, czy kark, ale wypiłem chyba jeszcze kolejne dwa lub trzy litry. Byliśmy wszyscy skonani – relacjonował krakowianin.
Temperatura rzeczywiście dała się we znaki wszystkim zawodnikom. Wewnątrz jednego z samochodów, załoga zarejestrowała aż 75 stopni. – Można zwariować – komentował Sonik. – Kiedy przez kilka minut jechałem na stojąco, to potem czułem jakbym siadał na rozgrzanej patelni.